Przemysław Słowiński - Rocky. Biografia legendarnego boksera



         Dłuższy czas nie czytałam biografii, a że naszła mnie chęć, to sięgnęłam po najnowszą biografię legendarnego boksera jakim był Rocky Marciano, tak naprawdę nie wiedząc czy spodziewać się czegoś rewelacyjnego, czy wprost przeciwnie, nudnego, bo nie da się ukryć, że biografia musi mieć w sobie to coś, żeby się ją dobrze czytało. Jak było z tą konkretną?

        Przyznam szczerze, że początek mnie nie ujął. Przepisy, rodzaje makaronów, informacje dotyczące tego co Rocky jadał w poszczególnych porach dnia... Czułam się jakbym wzięła do ręki książkę kucharską, na którą wcale nie miałam ochoty, ale brnęłam przez kolejne strony licząc na to, że się rozkręci. Ponadto w biografii boksera znalazło się sporo wzmianek o historii, które okej miały coś wspólnego z Rockym, a raczej z tym w jakich żył latach, ale ostatecznie nie wniosły do tej książki niczego szczególnego. Najciekawszymi momentami były tylko i wyłącznie te związane z jego karierą sportową, ale w tej wcale nie takiej cienkiej książce zbyt często przeplatały się z fragmentami, które mnie nużyły i nie oferowały tego, czego się spodziewałam po tej książce. Czytając na przykład biografie muzyków, skupiają się one na ich karierze oraz momentach z życia prywatnego, ale jest tam pewnego rodzaju równowaga i naprawdę można dowiedzieć się ciekawych rzeczy, a tu... Wydaje mi się, że łatwiej byłoby się zapoznać z informacjami, które można znaleźć w internecie i wyniosłoby się z nich więcej ciekawej wiedzy na temat tego boksera. 

        Warto zauważyć również, że okładka chociaż ogólnie wygląda dobrze, to jednak ma ten jeden mankament, który wręcz kuje po oczach i wzbudza niesmak. Nie rozumiem, dlaczego wydawnictwo i autor zdecydowali się na to, by na okładce znalazł się nie Rocky Marciano a Rocky Balboa, skoro jeden z drugim finalnie za wiele wspólnego nie ma, a zdjęć Marciano w internecie nie brakuje. Jeśli te nie odpowiadały, bądź nie można było ich użyć, to może warto byłoby zrezygnować z wizerunku zamieszczonego na okładce i pozostać przy samym napisie? Na pewno byłoby to lepsze posunięcie, niż wprowadzanie czytelników w błąd wizerunkiem postaci, o której ta książka nie jest. No niestety Marciano był tylko pierwowzorem dla Balboy, o czym głosi dobitnie napis na okładce. Coś tu nie zagrało i to bardzo.

        Jeśli chodzi zaś o plusy... Cóż, na pewno jest nimi to, że jakby nie patrzeć jest to historia, która pokazuje, że warto walczyć o marzenia, oraz że w jakimś stopniu można było postać życie boksera. Dla osób, które nie mają problemu z tym, że całość jest uzupełniana mało znaczącymi, nudnymi wręcz faktami być może ta książka okaże się być bardzo dobrą biografią. Dla mnie niestety była średnia, choć w jakimś stopniu podejrzewam, że wynika to z faktu, że była pisana przez osobę trzecią, gdzie jednak większy klimat odczuwam w autobiografiach, gdzie autor sam najlepiej wie, czym podzielić się z czytelnikiem, żeby wzbudzić zainteresowanie. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję serwisowi nakanapie.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda