Meg Adams - Ochroniarz

        Bez bicia przyznaję, że po tytuły wychodzące spod pióra naszych rodzimych autorów sięgam stosunkowo rzadko, szczególnie jeżeli akcja książki zostaje umieszczona w polskich realiach. Mam wrażenie, że zakorzeniona w nas popkultura amerykańska sprawiła, że dużo częściej i chętniej łapiemy się za powieści, których fabuła rozgrywa się w metropoliach pokroju Nowego Jorku czy innego Los Angeles. Ja sama wolę właśnie tego typu twory. Dużo łatwiej jest mi się wczuć w coś, czego nigdy nie widziałam na oczy niż w to, co posiadam na wyciągnięcie ręki. Z tego też względu ,,Ochroniarz'' nie powinien był budzić we mnie większych emocji, jednak teraz - po kilkugodzinnej lekturze - mogę napisać tylko jedno: CO TO BYŁA ZA PRZYGODA.

        Początek mnie nie porwał. Byłam przekonana, że to będzie kolejna powieść z typu tych, których autorki próbują na wszystkie możliwe sposoby przekonać czytelnika, jak fantastyczna jest główna bohaterka. Tutaj wrażenie było podobne - w końcu co innego mogłabym pomyśleć o Lenie, która jest atrakcyjną babką, ma własną firmę (odziedziczoną, ale jednak!), piękny dom z basenem i wiele sukcesów na koncie? Pozory bywają złudne i tak było w tym przypadku, ponieważ autorka bardzo zgrabnie lawirowała między ukazaniem obecnego, przepełnionego pasmem sukcesów i imprez życia bohaterki a traumatyczną przeszłością, której echo daje o sobie znać nawet po wielu latach. Owszem, panna Mejer osiąga sukcesy, ale jednocześnie jest świadoma, że wiele z nich zawdzięcza nie sobie i własnej pracy, ale otaczającym ją zarówno wcześniej, jak i obecnie ludziom. To nadało jej nieco bardziej przyziemnego, nieidealnego wymiaru, który ja osobiście bardzo w książkach sobie cenię. Cieszę się, że nie wszystkie autorki idą tropem idealnej kobiety, której wszystko wychodzi. Lenie nie brakuje gwałtowności, naiwności, a czasami nawet głupoty. Mam wrażenie, że w przypadku tej książki polubiłam ją właśnie za te niekoniecznie pozytywne cechy charakteru. 

        Wraz z upływem akcji pojawiają się kolejni bohaterowie - Pola, Jakub, Igor, ale także Artur i oczywiście - creme de la creme - Nikolaj oraz wielu innych. Ich ilość, choć spora, wcale nie była przytłaczająca. Właściwie każdy z nich miał coś do zaoferowania i był aktywnym uczestnikiem fabuły, nawet jeżeli jego rola była jedynie epizodyczna i nie każdego poznajemy tak dobrze, jak moglibyśmy sobie tego życzyć. Poszczególne wydarzenia i akcja były skonstruowane w sposób, który pozwala myśleć, że to wszystko dzieje się ,,po coś''; że nie mamy do czynienia z przypadkowymi scenami, których celem jest dodanie paru stron do objętości książki. Wszystko jest przemyślane, zaś luźniejsze wydarzenia przeplatają się z tymi bazującymi na akcji w bardzo bezpiecznych, przyjemnych dla czytelnika proporcjach. Nie nudziłam się w ani jednym momencie, zaś fakt, że nie oderwałam się od książki przez długie godziny mówi sam za siebie.

        Bardzo podobało mi się stopniowe budowanie relacji i napięcia, szczególnie między głównymi bohaterami. Adams nie robiła niczego na siłę; nie wpychała ich w swoje ramiona już w którymś z pierwszych rozdziałów (a przynajmniej nie w tak nachalny sposób jak to czasami bywa). Właściwie odniosłam wrażenie, że bardzo zwlekała z wprowadzeniem chwili, w której zadziałałoby się coś znaczącego pod względem uczuć. W pewnym momencie sama nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wydarzy się coś, co uświadomi Lenie i Niko, że są dla siebie ważni. Na szczęście moje prośby zostały wysłuchane.

        Sam wątek kryminalno-mafijny jest dość poplątany. O ile bieżące wydarzenia jesteśmy w stanie śledzić i rozumieć, o tyle retrospekcje z życia Nikolaja niosły ze sobą sporą zagwozdkę. Nie jestem pewna, czy to kwestia narracji, czy może jednak skutków maratonu, jaki sobie urządziłam tego popołudnia, ale naprawdę potrzebowałam chwili, by połączyć wątki. Jeżeli zaś chodzi o zakończenie powieści - nie było i było zaskoczeniem jednocześnie. Podejrzenia co do głównego, tajemniczego przeciwnika miałam od samego początku, ponieważ rzucane przez Adams wskazówki były dość jasne. Nie zmienia to jednak faktu, że w toku czytania kilka razy zwątpiłam w prawdziwość swoich teorii, co również przemawia na korzyść tej książki. Uważam, że Meg Adams stworzyła naprawdę ciekawie skonstruowaną, przemyślaną zagadkę, której rozwiązywanie wraz z bohaterami przyniosło mi sporo frajdy.

        Nie twierdzę, że ta książka jest wybitna, bo wcale taka nie jest. Jednocześnie jednak, porównując ją z innymi powieściami typowo obyczajowymi czy romansami, ewidentnie wybija się na tle podobnych tworów. Jest akcja, wiele niewiadomych, romans i bardzo wyważone pod względem tempa, napięcia, opisów oraz ilości sceny erotyczne. Właściwie zagrało tutaj wszystko i wcale nie żałuję czasu spędzonego nad ,,Ochroniarzem''.

Komentarze

  1. Ostatnio natrafiłam na tą książkę i zastanawiałam się czy ją przeczytać. Możliwe, że wrócę do tego planu, szczególnie że lubię romanse, w których jest budowanie relacji, a nie od razu, na stracie główni bohaterowie kleją się do siebie jak nastolatki. Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam! Naprawdę przyjemnie spędzony czas, szczególnie dla fanów gatunku. Jeżeli się zdecydujesz, koniecznie daj znać, jak wrażenia! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda