SIERPIEŃ Z DC: Batman v Superman: Świt sprawiedliwości


           Nietoperz z Gotham i Człowiek ze stali - to właśnie te postaci znajdują się w epicentrum wszystkich zdarzeń, zaś ich zbliżający się nieuchronnie i wielkimi krokami pojedynek jest tym, pod wpływem którego świat na moment wstrzymuje oddech. To wszystko brzmi bardzo podniośle, zaś naszpikowany mrokiem, trudnymi wyborami i większą lub mniejszą symboliką film miał stać się kolejną próbą pokazania, że DC również potrafi puścić w obieg dobre produkcje. Czy tym razem się udało?

           Historia na swój sposób jest banalna: władze i społeczeństwo USA coraz częściej pozwalają sobie na refleksje dotyczące siły Supermana (Henry Cavill) oraz jego roli we współczesnym świecie. Pojawiają się głosy niezadowolenia i wątpliwości związane z etyczną stroną postępowań superbohatera. W cały dyskurs włącza się również Bruce Wayne (Ben Affleck), który sprawiedliwość wymierza pod osłoną nocy i w stroju nietoperza. Batman coraz częściej skupia się na konsekwencjach działalności Supermana i zastanawia się nad płynącym z jego strony potencjalnym zagrożeniem. Karty w całej rozgrywce rozdaje obdarzony ponadprzeciętną inteligencją Lex Luthor (Jesse Eisenberg), który próbuje przekonać rząd do konieczności obrony przed wszystkimi przybyszami z innych światów. Swój udział w historii ma także zdeterminowana dziennikarka Lois Lane (Amy Adams) oraz amazońska wojowniczka Diana Prince (Gal Gadot). Wraz z upływem czasu Batman i Superman zdają sobie sprawę, że zagrożenie, które dotychczas widzieli w sobie nawzajem, nadciąga z zupełnie innej strony.

           Twórcom filmu musimy przyznać jedno - zmuszają do myślenia. Może nie tyle pod względem fabuły, bo ta jest dość banalna, zaś jej zakończenie dość oczywiste, ale kreacja bohaterów niewątpliwie nakazuje szukać odniesień w całej kulturze. Film jest naszpikowany smaczkami pokroju rozważań religijnych oraz boską symboliką, przez pryzmat której postrzegany jest Superman. One z kolei są punktem wyjścia dla rozważań filozoficznych i etycznych. Nie brakuje także odniesień do mitologii, sztuki i szeroko pojętej kultury, a nawet psychoanalizy, której głównym filarem w filmie jest figura matki - to właśnie ona przeważy w relacji Batmana i Supermana. Osobiście uważam, że jest to najmocniejszy element produkcji. Od zawsze lubiłam aspekty tego typu: liczne nawiązania, dyskusje i różnorakie konkluzje. Jednocześnie jestem świadoma, że dla wielu osób dialogi między bohaterami mogą być jedynie zupełnie niepotrzebną stratą czasu, ponieważ faktycznie - długość filmu może przyprawić o zawrót głowy, zaś liczba tego typu nawiązań wymaga od widza nieustannego skupienia. 

           Warta wspomnienia jest również kwestia wizualna. Mrok i ciemne kolory przeplatają się tutaj z jaskrawymi odcieniami, zaś dbałość o detale pozwala uwierzyć we wszystkie elementy świata przedstawionego. Nie brakuje tutaj scen walk, a w konsekwencji krwi, zniszczeń i jeszcze większego uczucia niepewności, którego idealnym podkreśleniem jest dobrana do poszczególnych sekwencji muzyka. 

           Niewątpliwie największą uwagę wśród kanonu bohaterów skupiają na sobie trzy postaci - Diana Prince, Lex Luhtor i tytułowy Batman. To właśnie oni stają się podstawą dla tego, co dzieje się dookoła. Chociaż Wonder Woman jest tutaj tylko swego rodzaju dodatkiem, to jednak właśnie ona jako jedna z pierwszych osób dostrzega potencjał w relacji Batmana i Supermana, o ile tylko ta bazowałaby na uczuciach innych niż nienawiść i brak zaufania. Gal Gadot wypada w tej roli bardzo przekonująco i to nie tylko pod względem walorów zewnętrznych. Początkowo zdystansowana, ciesząca się spokojem i wykazująca się obojętnym stosunkiem do świata Amazonka ostatecznie rezygnuje z własnej wygody na rzecz zaangażowania się w coś, co jest warte ocalenia. Jesse Eisenberg nadaje postaci Lexa Luthora psychopatycznego, niemal demonicznego wyrazu, który z jednej strony zachwyca, zaś z drugiej - przeraża. Widz obserwuje stopniowe zagłębianie się tego bohatera w szaleństwie, z którego sam aktor zdaje się czerpać niewysłowioną radość. Na piedestale jednak ustawiłabym właśnie Bena Afflecka, który w roli Człowieka Nietoperza odpowiada mi chyba najbardziej ze wszystkich dotychczasowych wersji Obrońcy Gotham. Bruce Wayne to postać skomplikowana, żyjąca w mrokach wspomnień, ale jednocześnie charyzmatyczna na tyle, że nie sposób jest nie zwrócić na nią uwagi. Ten Batman to legenda, ale jednocześnie figura budząca grozę i liczne obawy. Na tle tych aktorów dużo słabiej wypada odtwórca roli Supermana, który momentami sprawia wrażenie znudzonego tym, że musi kręcić kolejny film w obcisłym kostiumie i pelerynie. 

           Ten konkretny film to zdecydowanie gratka dla fanów nie tylko DC samego w sobie, ale popkultury w ogóle. Pojawiają się tutaj zagwozdki i pytania, które - choć umieszczone w świecie komiksowych postaci - wciąż pozostają dla nas aktualne. Poszczególne zdarzenia, dialogi czy przemiany bohaterów mają głębszy, symboliczny sens, którego doszukiwanie się jest nie tylko intelektualnym wysiłkiem, ale również zajęciem budzącym grozę. Kim dokładnie są bohaterowie? Czy ci prawdziwi faktycznie noszą peleryny? Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim religia? I kto tak naprawdę zasługuje na ocalenie, skoro nasz świat jest przepełniony mrokiem, śmiercią i zepsuciem? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda