SIERPIEŃ Z DC: Titans

       

          Pisząc poszczególne recenzje, ja naprawdę, naprawdę nie chcę wyjść na zapatrzoną w uniwersum DC fankę (nawet jeżeli faktycznie nią jestem, zaś mój sentyment do niektórych serii i postaci sięga lat wczesnego dzieciństwa, kiedy wśród kanałów przeznaczonych dla dzieci prym wiodło Cartoon Network i to w latach swojej największej świetności). Czasami jednak miłość do niektórych serii jest silniejsza niż obiektywizm, dlatego współczesnymi, filmowymi adaptacjami jaram się zdecydowanie mocniej niż dany twór faktycznie na to zasługuje. Mniej więcej tak wygląda sytuacja mojego nastawienia do serialu ,,Titans'', którego premiera miała miejsce jesienią dwa lata temu.

          Co dostajemy tym razem? Historię Dick'a Graysona, a więc jednego z Robinów, którego Bruce Wayne adoptował niedługo po tym, jak ten stracił rodziców będących akrobatami w cyrku. Akcja serialu rozpoczyna się w momencie, w którym Grayson pracuje w policji, pomocnikiem Batmana jest od kilkunastu lat i zdecydowanie nie chce mieć z bohaterem w stroju nietoperza absolutnie nic wspólnego. Na swojej drodze spotyka Rachel, która - nosząc w sobie niezrozumiałą, mroczną siłę - nie potrafi odnaleźć się w otaczającym ją świecie. Jej śladem rusza także niepamiętająca swojej przeszłości Starfire, zaś ekipę uzupełnia przybierający postać zwierząt Beast Boy. 

          Legend, teorii i opinii o serialu było mnóstwo jeszcze na etapie stopniowego uchylania rąbka tajemnicy związanej z obsadą. Niewątpliwie największe emocje budziła Anna Diop wcielająca się w rolę Starfire. O ile wśród licznych komentarzy kwestia jej skóry często nie budziła żadnych skrajnych emocji (choć pojawiały się komentarze, że oryginalna Gwiazdka posiada cerę w kierunku pomarańczowej), o tyle burza różowych loków oraz lateksowa, dość jednoznacznie kojarząca się sukienka owszem. Sama byłam nastawiona raczej sceptycznie. Wiecie, to był ten moment, w którym jedna z ukochanych kreskówek mojego dzieciństwa miała powrócić na ekran w nieco odmienionej formie. Czekałam na to niesamowicie mocno i długo, zaś pierwsze zdjęcia z planu okazały się być rozczarowaniem, pod wpływem którego mój entuzjazm dość mocno opadł. Kiedy jednak pojawił się pierwszy odcinek, znalazłam się przed laptopem i.. przepadłam. Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości co do castingu do roli Starfire, to Anna Diop rozwiewa je wszystkie i w pierwszym sezonie jest niewątpliwie najmocniejszym punktem całego serialu. Niespodziewanie kolejne odcinki zaczęłam śledzić właśnie dla niej.

          Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z produkcją typowo młodzieżową. Głównym filarem fabuły są właśnie typowe problemy nastolatków (zarówno tych fizycznych, jak i mentalnych), do których dorzucone zostały wątki z wykorzystaniem nadnaturalnych mocy. To jednak wciąż jest motyw szukania samego siebie, zrozumienia własnej historii, pogodzenia się z przeszłością i odnalezienia widoków na przyszłość przy jednoczesnej akceptacji ze strony nieufnego społeczeństwa. 

          Bardzo podoba mi się stopniowe budowanie zespołu oraz tworzących się w nim relacji (podkreślam jednak, że nie wszystkich). Jestem na tak z linią fabularną (czasami boleśnie wręcz bezsensowną, nielogiczną, poszarpaną jak liście w sałatce), poszczególnymi sekwencjami, układami walk. Podoba mi się nawet brutalność, którą serial jest niemal po brzegi wypełniony. Oczywiście - nie będę Wam wmawiać, że ta produkcja to arcydzieło. Daleko mu do niej. Właściwie znajduje się gdzieś na samym końcu listy serialów w ogóle, zaś do tych naprawdę dobrych brakuje mu właściwie wszystkiego. Ilość bohaterów jest spora, niektóre pojawiają się i znikają, inne mają tylko epizod, po którym nie są nawet wspominane, zaś historie i relacje niektórych są tak płytkie, że przewijanie ich scen to obowiązek. Ostatecznie jednak śledzenie rozwoju tego serialowego potworka sprawiało mi ogromną przyjemność i w pewnym momencie zwyczajnie nie byłam w stanie się oderwać. 

          Z jednej strony nie miałabym nic przeciwko, gdyby twórcy poszli w tę nieco bardziej realistyczną stronę, tworząc serial poważny i cholernie dobry. Z drugiej jednak muszę przyznać, że balansowanie na granicy parodii, czasami nawet karykatury i przerysowania - począwszy od kontrowersyjnego wyglądu Starfire, poprzez tryskającą w alejkach krew aż po bardzo komiksową, przesadną wręcz prezentację mocy bohaterów. Właściwie jestem zdania, że to jeden z najgłębiej zakorzenionych w komiksowym źródle seriali. Czasami przypomina wspomnianą już przeze mnie kreskówkę, czasami wręcz postaci żywcem wyjęte z kart komiksów. Serial zdecydowanie ukierunkowany jest na mocno skonkretyzowanego odbiorcę; na kogoś, kto orientuje się w uniwersum DC i wie, kim dokładnie są pokazywane postaci. 

          Jestem świadoma, że ,,Titans'' to serial, który nie przypadnie do gustu każdemu. Bardziej wybredny widz będzie kręcił nosem na wszystko i będzie miał do tego pełne prawo - to w końcu taki naszpikowany kolorami, brutalnością i akcją koszmarek. O ile jednak jesteście w stanie przymknąć oko na fabularne nieścisłości, przekoloryzowanie niemal wszystkiego i zwyczajną głupotę bijącą od niektórych scen, zaś nastawiacie się na dobrą, niewymagającą dużego intelektualnego wysiłku zabawę, to na pewno polubicie tę produkcję tak samo mocno jak ja. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda