SIERPIEŃ Z DC: Wonder Woman


        Od wielu lat nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że kobiece postaci są traktowane przez filmowych twórców DC oraz fanów po macoszemu. Nad fantastycznym występem Heath'a Ledgera w nolanowskim ,,Mrocznym Rycerzu'' rozpływamy się od ponad dziesięciu lat i prawdopodobnie przez drugie tyle wszystkie kolejne wcielenia głównego przeciwnika Batmana będziemy porównywać właśnie do tej kreacji. Nie ma w tym niczego złego, absolutnie! Skoro występ był dobry, to należy go wychwalać i stawiać za przykład. Jednocześnie jednak zastanawiam się, gdzie dokładnie leży problem w odniesieniu do postaci kobiecych? Przecież DC jest przepełnione świetnymi babeczkami, które również mogłyby zawojować ekrany światowych kin. Nie twierdzę, że Gal Gadot jako Wonder Woman to poziom Ledgera wcielającego się w Jokera. Aktorsko ta piękność ewidentnie od niego odstaje, jednak film sam w sobie niewątpliwie należy - lub powinien należeć - do grona większych dum uniwersum DC.

        Osobiście uwielbiam Wonder Woman. Chociaż znam ją jedynie z kreskówek pokroju ,,Liga Sprawiedliwych'' to jednak zawsze była dla mnie - jako zafascynowanej tym światem sześcio-, może siedmiolatki - przykładem silnej babki, która musiała odnaleźć się w dużej grupie ewidentnie zdominowanej przez facetów. Lubiłam jej historię, powiązania z Amazonkami oraz całokształt postaci, która jawiła się w moich oczach jako silna, zdecydowana, wiedząca, czego chce kobieta (no proszę, można stworzyć taką postać i nie budzić irytacji w widzu). Kiedy więc w końcu zabrałam się za film, w którym była główną protagonistką, byłam niesamowicie podekscytowana.

        Dianę poznajemy jako krnąbrną, wymykającą się nauczycielom dziewczynkę, o wyjątkowości której przekonana jest jej matka - królowa Hipolita (w tej roli znana mi przede wszystkim z ,,Gladiatora'' Connie Nielsen). To właśnie ta niepodyktowana czymkolwiek wyjątkowość sprawia, że główna bohaterka wychowywana jest w cieniu zajęć typowo kobiecych i pozbawionych przemocy. Władczyni chce chronić jedyną córkę przed złem czającym się poza granicami wyspy zamieszkanej przez grono walecznych wojowniczek - Amazonek - dlatego jej motywacje są tym bardziej niezrozumiałe; nie przygotowuje Diany do walki, chociaż jest świadoma zagrożenia ze świata zewnętrznego. Diana jednak dzielnie idzie po swoje, podglądając treningi starszych Amazonek i podejmując próby naśladowania ich.

        Niespodziewanie na wyspie pojawia się lotnik, który przeżywa jedynie dzięki interwencji obserwującej go Diany. Steve Trevor (Chris Pine) uświadamia młodą kobietę o zagrożeniu czyhającym w zewnętrznym świecie; informuje ją o wojnie, która pochłonęła miliony istnień i która sięga wszystkich zakątków ludzkiego świata. Wierząca w historię swojego pochodzenia Amazonka jest przekonana, że za wszystkim stoi odwieczny wróg jej ludu i - w typowy dla siebie sposób - podejmuje decyzję o konieczności przeciwstawienia się złemu bogu. Sprzeciwiając się woli matki, Diana ląduje z nowym znajomym w zupełnie nowej, całkowicie odmiennej dla niej rzeczywistości i stopniowo zaczyna rozumieć, że to, w co dotychczas wierzyła i co przez lata było jej wpajane, nie zawsze jest czarno-białe.
W filmie Patty Jenkins mamy mnóstwo akcji, scen komediowych, dramatycznych, ale przede wszystkim obserwujemy proces zmian, jakie zachodzą w postawie Diany. Z naiwnej księżniczki i idealistki przekształca się w dojrzałą kobietę, której idealizm jest okraszony goryczą oraz rozczarowaniem związanymi z brutalnością prawdziwego, ludzkiego świata. Chociaż wciąż drzemie w niej dusza idealistki, to jednak Diana stopniowo wyzbywa się w sobie dziecinnej naiwności i wiary w to, że wszystko na świecie jest dobre - włącznie z ludźmi. Powoli zaczyna rozumieć, że to w dużej mierze właśnie oni są odpowiedzialni za czyhające na każdym kroku zło.

        Mam wrażenie, że film to miszmasz dotychczasowych filmów z DC oraz świeżego powiewu. Zabieg ten niewątpliwie wyszedł produkcji na dobre, ponieważ mamy tutaj zarówno wartką akcję, jak i smaczki pokroju zwolnionego tempa czy zamrożone efekty, w której kamera pokazuje przede wszystkim okraszoną grymasem niezadowolenia lub zwątpienia twarz postaci. Bardzo podobał mi się swego rodzaju malarski efekt poszczególnych kadrów oraz zabawa kontrastem. Dotychczasowe filmy DC miały budzić przede wszystkim grozę, zaś panujący dookoła mrok sugerował niebezpieczeństwa czające się w ukryciu. Tutaj również są wybuchy, mrok, zadymione czy zniszczone miasta, ale pojawiają się również kontrapunkty pokroju samej Themysciry, która wręcz pławi się w zieleni, złocie, błękicie wód oraz nieba. Fabuła sama w sobie nie jest niczym porywającym, ale jednocześnie nie zalicza się do kategorii tych okropnie złych. To po prostu kolejny etap odwiecznej walki dobra ze złem.
Jeżeli miałabym wybrać jeden element, który trafił do mnie najmocniej, to niewątpliwie byłby to humor. To właśnie on gra tutaj pierwsze skrzypce i w większości momentów bazuje na relacjach damsko-męskich, ale również na różnicach kulturowych i obyczajowych, które reprezentują Trevor oraz Diana. To taki podręcznikowy przykład wrzucenia jednej z postaci do innego świata, którego zasady funkcjonowania muszą być objaśniane w bardzo prosty, niemal banalny sposób. Budząca się do życia Wonder Woman nie rozumie, jak ma zachowywać się w świecie zdominowanym przez mężczyzn, gdzie kobiety w zasadzie nie decydują się na rolę wojowniczek.

        Na przyzwoitym poziomie jest również gra aktorska. Gal Gadot sprawiała wrażenie dobrze odnajdującej się w postaci naiwnej, nieco oderwanej od rzeczywistości bohaterki, ale równie przyjemnie patrzyło się na nią w scenach walki. Na wielkie uznanie niewątpliwie zasługuje Chris Pine, które ewidentnie miał frajdę z odgrywanej przez siebie roli Steve'a Trevora. Główni złoczyńcy czy wszystkie inne, nieco bardziej poboczne postaci - cały panteon bohaterów sprawił, że ich losy śledziło się z ogromną radością.

        Przyjemne dla oka charakteryzacje, wpadająca w ucho muzyka, proces poznawania okrutnego świata i kilka udanych scen walk - to wszystko prawdopodobnie przyczyniło się do ogromnego sukcesu Wonder Woman i dało nadzieję na kolejne, dobre filmy z uniwersum DC. Czekacie na drugą część tak samo mocno jak ja?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda