Tia Louise - Boss of me


        Historie tego typu to już - dla starych, książkowych wyjadaczy - po prostu chleb powszedni. Biurowy romans, którego zakończenia możemy się spodziewać, oraz bohaterowie pokroju obrzydliwie bogatego, budzącego respekt i może nawet strach szefa, którego zakazana relacja z nową podwładną ma wpływ na wiele wydarzeń w pracy i poza nią - brzmi typowo, może nawet banalnie i chyba właśnie tak określiłabym książkę ,,Boss of me''. 

        Raquel, świeżo upieczona absolwentka, która studia ukończyła z robiącymi spore wrażenie wynikami, zostaje zatrudniona w firmie Pattona - byłego wojskowego, który przejął stery w rodzinnym interesie. Mężczyzna jednak z jej pojawieniem się w firmie nie ma nic wspólnego. To zawadiacki, robiący mu na przekór kolega z wojska oraz współpracownik postanowił zrobić szefowi na przekór, zatrudniając w firmie kobietę. Dotychczas bowiem do męskiego grona należała jedynie sekretarka Sandra. Patton od pierwszego dnia wie, że obecność Raquel w jego firmie będzie powodem wielu komplikacji, szczególnie, że świeżo nawiązana współpraca oraz płomienny romans to nie jedyne łączące ich elementy. Jak przez laty skrywana tajemnica wpłynie na łączące ich uczucia? I czy jakiekolwiek przedsiębiorstwo jest w stanie przetrwać prywatne zawirowania szefostwa oraz pracowników?

            Książkę - jak wszystkie tego typu - czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Poświęciłam jej zaledwie kilka godzin podczas jednego, upalnego popołudnia, co niewątpliwie jest zarówno plusem, jak i minusem. Pozytywny aspekt to niewątpliwie fakt, że można się przy niej odstresować i naprawdę miło spędzić czas, jednak warto nadmienić, że nie jest to twór wymagający głębszych analiz oraz przepełnionego wysiłkiem myślenia. 

        Moje odczucia względem bohaterów są różne. Z jednej strony podobał mi się motyw byłego wojskowego, który wciąż ma bardzo bliski kontakt z towarzyszami z misji. Pattona oraz jego kumpli postrzegałam jako braci i szczerze uwierzyłam we wszystkie tragedie oraz dramaty, które połączyły ich podczas nie zawsze chlubnych działań na froncie. Problemy zaczęły się, kiedy zagłębiłam się w historię głównego, opisywanego jako ,,diabeł'' bohatera. W to nie uwierzyłam ani przez moment. Patton był zdystansowany, czasami oschły, ale jednocześnie ani razu nie wykazał się zachowaniem, które poddawałoby wątpliwościom jego kompetencje co do prowadzenia rodzinnej firmy. Ponadto - poza kilkoma mocniejszymi odzywkami - nie dał mi do zrozumienia, że faktycznie jest tak okrutny i wredny, jak próbowała nam to wmówić autorka chociażby przy pomocy postaci Renee - siostry głównej bohaterki. Uważam, że opisywanie go jako zła wcielonego było zabiegiem mocno na wyrost i zupełnie niepotrzebnym. Patton samą swoją historią i traumatycznymi wspomnieniami budził sympatię, sprawiając, że chciało się być obok niego i najzwyczajniej w świecie wprowadzić do jego życia odrobinę słońca. 

        Główna bohaterka - tym razem - nie budziła we mnie zbyt wielu skrajnych emocji. Nie była przerysowana czy przesadzona. Tia Louise bardzo rozważnie zachowała umiar między poszczególnymi cechami kobiecego charakteru. Raquel była pewną siebie, inteligentną, ale jednocześnie czułą i opiekuńczą babeczką. Chyba od dawna nie spotkałam się z postacią, od której nie biłaby siła, feministyczny nurt i przeświadczenie, że jest fantastyczna - bardzo mi się to podobało. 

        Postaci drugoplanowe również były w porządku. Jak wspomniałam wyżej - podobał mi się motyw byłych wojskowych, którzy po latach od zakończenia służby wciąż są obok siebie i traktują się jak bracia, wspólnie walcząc z demonami przeszłości. Sandra była przyjemną, acz bardzo poboczną kobietką. Główny ,,przeciwnik'' również dał o sobie znać niemal od razu, co można traktować dwojako - albo jako oczywistość, albo jasny, wychodzący na plus sygnał. Jedyne zastrzeżenia żywię względem siostry Raquel. Chociaż przez pierwszą część książki znamy ją jedynie z wymiany wiadomości czy telefonicznych rozmów, to jednak nie była postacią na tyle interesującą, bym jakkolwiek się z nią zżyła. Traktowałam ją więc trochę przedmiotowo - jako punkt wyjścia dla całego, głównego dramatu.

        Nie mam zastrzeżeń co do skonstruowanej i przedstawionej historii jako całokształtu, jednak jej zakończenie woła o pomstę do nieba. To już któraś z kolei książka, w której jesteśmy blisko poznania sposobu na rozprawienie się z głównym, zagrażającym związkowi głównych bohaterów przeciwnikiem i znowu spotykamy się ze ścianą - bohaterowie rozmawiają, planują, knują, ale zanim cokolwiek się wydarzy, my dostajemy epilog i scenki z ich życia kilka lat później, kiedy wszystko już dawno się wyjaśniło. Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że autorkom romansów i obyczajówek nie tyle brakuje pomysłów co do rozwiązania głównego konfliktu, co po prostu umiejętności i informacji na temat tego, jak mogłyby to zrobić. Wiem, że znajdą się zwolennicy takiego postępowania - skoro bohaterowie rozmawiali o danym problemie i mieli pomysły na jego rozwiązanie, to na pewno im się udało! No dobrze, ale dlaczego osoba pokroju mnie - wnikliwa, lubiąca ładnie zamknięte historie - nie może o tym poczytać w chociaż jednym dodatkowym rozdziale? 

        Na uwagę niewątpliwie zasługuje dobór miejsc - tu jezioro, tam góry, tu słoneczne LA. Lokacji było sporo, ich opisy całkiem przyjemne i pobudzające wyobraźnię. Podobała mi się dynamika między bohaterami, nawiązywane relacje oraz zachodzące w nich zmiany. 

        Ostatecznie jednak chyba spodziewałam się czegoś więcej? Mam wrażenie, że postać Pattona została wyniesiona do pozycji legendy; wielkiego, strasznego stworzenia, przed którym należy się kajać. Osobiście nie odebrałam go w ten sposób ani trochę. Dla mnie był po prostu wyniszczonym wspomnieniami o wojnie mężczyzną, któremu zależało na tym, by współpraca w jego firmie przebiegała na najwyższym poziomie. Ani razu nie pomyślałam o nim ,,diabeł''. Zamknięcie niektórych wątków również nie było satysfakcjonujące, tak samo zresztą jak przebieg tego głównego, najbardziej problematycznego, który jawił się jako największa tajemnica Pattona. Nie, nie i jeszcze raz nie. Czułam się tak, jak gdyby pomysł był i to całkiem niezły, ale jego wykonanie nie należy do grona najlepszych. Książkę czytało się przyjemnie i zdecydowanie mogę polecić ją osobom, które szukają czegoś lekkiego, jednak zdecydowanie nie nastawiałabym się na to, co obiecuje nam opis. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda