WRZESIEŃ Z KINGIEM: Podpalaczka (1984)

 


    Trzyosobowa rodzina, która w wyniku medycznego eksperymentu zyskała nadnaturalne zdolności, staje się obiektem zainteresowania agencji rządowej. Gdyby to wyglądało tak dobrze jak brzmi, to byłabym zadowolona, ale mam wrażenie, że straciłam nie tyle prawie dwie godziny z życia włączając ten film, co pierwszą godzinę jego trwania. 

    Podpalaczka to film z 1984 roku, który powstał na postawie powieści Stephena Kinga o tym samym tytule. Jeden z licznych, na które pozwoliły sobie wytwórnie filmowe inspirując się jednym z najbardziej znanych na świecie autorów, ale też jeden z tych, których nie mogę nazwać najlepszą ekranizacją. Pewnych tytułów nie powinno się ruszać, a już na pewno nie wtedy, kiedy na ich realizację nie ma się większego pomysłu. Tu niestety czegoś zabrakło i zdecydowanie za dużo rzeczy mi nie zagrało, by wzbudzić więcej niż szczątkowe zadowolenie z seansu.

    Wszystko zaczyna się akcją. Poznajemy Andyego oraz jego córkę Charlie, którzy uciekają przed agentami wywiadu zainteresowanymi ich specjalnymi zdolnościami. O jakie zdolności chodzi? Między innymi o zmuszanie innych siłą woli do wykonywania poleceń, telepatię, telekinezę czy pirokinezę. Wraz z czasem trwania filmu, otrzymujemy wyjaśnienie tego, skąd pozornie zwyczajni ludzie posiadają takie zdolności. Otóż Andy i jego żona Victoria, chcąc zdobyć trochę pieniędzy, poddali się eksperymentowi. Część osób miała otrzymać placebo, druga część nieszkodliwy środek halucynogenny. Jak się okazało, środek ten powodował nieodwracalne zmiany w psychice, z którymi wiązały się wspomniane zdolności. Charlie, ich córka odziedziczyła po nich nietypowe zdolności, w skutek czego od najmłodszych lat pod wpływem emocji potrafiła wzniecać ogień na odległość, czytać w myślach czy przenosić przedmioty na odległość. To właśnie ona stała się głównym celem agentów, którzy obawiali się tego, jak z wiekiem jej zdolności mogłyby wpłynąć na przyszłość. Nie zabrakło podejrzeń, że mogłaby ona dokonać zniszczeń porównywalnych do wybuchu jądrowego, a nawet takich, które zakładały, że byłaby w stanie przepołowić ziemię na dwie części. Ku niezadowoleniu naszych głównych bohaterów, ucieczka na nic się zdaje a oni trafiają do ośrodka badawczego, w którym zostają od siebie odizolowani, by badacze i agenci mogli skupić się na umiejętnościach dziewczynki, która z tęsknoty za ojcem, jest skłonna pokazać im naprawdę wiele, jednocześnie będąc świadomą tego, że mogłaby wyrządzić ludziom krzywdę. 

    Jak już wspomniałam, pierwsza połowa filmu niesamowicie mi się dłużyła. Czegoś mi w niej brakowało i chociaż próbowałam się doszukać jakichkolwiek plusów, nie zdołałam. Dopiero w momencie, w którym akcja filmu zaczęła nabierać tempa, łatwiej było mi się skupić tylko i wyłącznie na wydarzeniach z filmu. Wydaje mi się, że twórcy poszli na łatwiznę z wieloma wątkami znanymi z książki i chociaż twórczość Kinga, która bywa naprawdę złożona i często skomplikowana wydaje się tłumaczyć to, że film wyszedł tak a nie inaczej, to moim zdaniem, nikt nie powinien brać się za filmy, wiedząc że nie podoła i nie zdoła odzwierciedlić w należyty sposób tego, co naprawdę ważne. Krótko mówiąc, poszli na łatwiznę

    Za plusy mogę uznać co najwyżej odtwórczynię roli Charlie, czyli znaną wszystkim z wielu filmów Drew Barrymore, która mimo młodego wieku poradziła sobie naprawdę dobrze ze swoją rolą i będąc kilkuletnią dziewczynką, oddała naprawdę wiele emocji jakie towarzyszyły głównej bohaterce choć dało się zauważyć, że rola była dla niej trochę za ciężka. Davidowi Keithowi, który odegrał rolę Andyego, również nie mogę niczego zarzucić. Swoją drogą, czy wy również odnosicie wrażenie, że do złudzenia przypominał w tej roli Jareda Padaleckiego z Supernatural? Wygląd, mimika twarzy, pewne zachowania. Z ciekawości zajrzałam do internetu i na zagranicznych forach również przewinęła się wzmianka o ich podobieństwie, więc chyba coś w tym jest? Inne plusy. Muzyka - ta tworzyła swoisty klimat idealny do tego filmu. Efekty specjalne - jak na lata osiemdziesiąte, na dobrym poziomie zwłaszcza w ostatnich scenach, których nie będę tu spojlerować, ale które były idealnym podsumowaniem i dały te minimum zadowolenia związanego z filmem. 

    Krótko mówiąc, nie jest to najlepsza ekranizacja filmów Kinga  i na pewno nie zamieściłabym jej w pierwszej piątce. Prawdopodobnie miałabym też problem z upchnięciem w pierwszą dziesiątkę, zważywszy na to, że filmów i seriali na podstawie książek tego autora jest od groma, ale cóż... Jedne filmy są lepsze inne gorsze. Nie pierwszy i nie ostatni, na który trochę ponarzekam. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WRZESIEŃ Z KINGIEM: Smętarz dla zwierzaków (1989)

Alice Broadway - Tusz

Wojciech Kulawski - Syryjska legenda